
Moja muzyka pochłania, akumuluje i destyluje wszystko to, czym jestem. Rozmowa z Dmytrem Fedorenko aka Kotra
Dmytro Fedorenko aka Kotra jest w awangardzie ukraińskiej muzyki elektronicznej od ponad 25 lat. Zadebiutował solowym albumem w 1998 roku, potem współpracował z prowadzonym przez Andreja Kiriczenko Nexsoundem, by następnie wraz z Zavoloką założyć wytwórnię Kvitnu, a kolejnym ich przedsięwzięciem jest Prostir i niedawno uruchomiony sublabel I Shall Sing Until My Land Is Free, z którego dochody są przeznaczane na organizacje walczące z rosyjską inwazją.
Piotr Tkacz: Jak zaangażowałeś się w muzykę, a szczególnie w jej tworzenie? Jakiego oprogramowania i/lub sprzętu używałeś? Kto cię inspirował?
Dmytro Fedorenko: Zaangażowałem się w robienie muzyki w jedyny możliwy sposób – właśnie ją robiąc. Nie mówię o swoich narzędziach i instrumentach. Jest ich wiele i stale się zmieniają. Niezbyt lubię opowiadać o technicznych aspektach tworzenia muzyki, jak syntezatory czy oprogramowanie. Sądzę, że obecnie w muzyce elektronicznej doszło to do pewnego ekstremum, kiedy narzędzia są prezentowane jako bardziej interesujące niż pomysły.
Trudno dokładnie określić, które_rzy artystki_ści sprowokowały_li mnie do tego, by zająć się muzyką. Poszukiwałem we wszystkich gatunkach, od kiedy byłem dzieckiem, aż po okres nastoletni. Moje zamiłowanie do drive’u zdecydowanie zawdzięczam rockowi. Idea, że muzyka może być konceptualna, nadeszło z angielskiej sceny industrialnej i od amerykańskich artystek_ów, jak The Residents. Natomiast poczucie wolności i braku granicy – z muzyki elektronicznej (Pan Sonic, Muslimgauze, Aphex Twin). Moja samodzielna edukacja i inspiracje w muzyce pochodzą od naprawdę szerokiego przekroju okresów, artystek_ów i idei.
PT: Czy twoja muzyka ma jakiś cel?
DF: Jeden jest zawsze obecny, nieważne, jaki jest pomysł na każdy nowy album albo sposób, w jaki gram na żywo. Chodzi o wypchnięcie publiczności tak bardzo, jak się tylko da, z normalności słuchania w strefie komfortu i wywołanie silnych emocji albo stanów percepcyjnych. Staram się mieć nadzieję, że moje albumy nie mogą być słuchane jako muzyka tła, a w swoich występach jestem w stanie wykonać kilka kroków poza granicę zarówno estetyczną, jak i fizyczną. Aby być w stanie osiągnąć ten cel, muszę zastosować swoje metody do siebie tak samo, jak stosuję je względem publiczności. Jeśli to „zbyt wiele” dla słuchaczki_a, to także „zbyt wiele” dla mnie. To rodzaj uczciwej wzajemnej prowokacji.
Inny cel to wzbudzenie tego subiektywnego poczucia czy wiedzy, że nie zamarzłem, że jestem w stanie wytworzyć coś nowego i że nie idę ze sobą na kompromis pod żadnym względem. Postrzegam swoją muzykę jako praktykę, taką jak medytacja, która uczy mnie bycia przytomnym, eksplorowania i rozwijania się. Sztuko-ezoteryczna wewnętrzna praktyka. (śmiech) A moja muzyka w każdym momencie pochłania, akumuluje i destyluje wszystko to, czym jestem teraz. Działa jak narzędzie do obserwacji, a także mechanizm rozwoju. Więc dzięki muzyce zawsze wiem, gdzie jestem i co dalej zrobić dalej.
PT: Czy głośny dźwięk odgrywa w tym jakąś rolę? Wydaje mi się, że często jest fetyszyzowany.
DF: Głośność oczywiście. A może lepiej powiedzieć: dynamika. Ale samo głośne granie nie wystarczy. Widziałem wiele głośnych i nudnych występów. Z graniem głośno jest jak z szybką jazdą – dobrze wiedzieć, co robisz i czemu. Nie myślałem nigdy o fetyszyzacji tego. Rozumiem, że można fetyszyzować instrument, ale czy może tak się dziać z kompozycją czy procesem nagrywania? Pewnie tak.
PT: Kiedy grasz na żywo, to czy opierasz swój występ na istniejącym materiale, czy improwizujesz?
DF: To coś pomiędzy. Mam wiele różnych elementów przygotowanych a końcowy efekt jest wynikiem improwizacji.
PT: A jak to wygląda w przypadku pracy w studiu – czy zaczynasz od jakiegoś pomysłu, czy po prostu bawisz się dźwiękami aż natrafisz na coś interesującego?
DF: Każdy projekt zaczynam od pewnego ogólnego kierunku. Czasem bardziej, kiedy indziej mniej określonego, ale zawsze jest jakiś wektor określający, gdzie chcę się poruszać. A przez lata wypracowałem szereg metod znajdowania i rozwijania nowych pomysłów. To jak biblioteka albo magazyn z narzędziami. Sięgam tam i wybieram te, które będą najlepsze do danego przedsięwzięcia.
PT: Czy możesz opowiedzieć coś więcej o tych metodach, może na przykładach?
DF: Oto dwa przykłady. W niektórych przypadkach ściśle ograniczam się do określonej liczby narzędzi i instrumentów, których użyję. To pomaga zresetować i przywrócić tę dobrą koncentrację, jak również skupić się na bardziej podstawowych i gołych pomysłach. W innych sytuacjach mam nieco bardziej złożone podejście. Po tym jak nowy pomysł się już uformował, zaczynam tworzyć obszerne biblioteki dźwiękowe. To może zabrać wiele dni i tygodni, dać w efekcie setki godzin rozmaitych nagrań różnego typu. Potem kolejne dni i tygodnie poświęcam przygotowaniu tych nagrań przez ich edycję, przetwarzanie i katalogowanie. Ten bardzo długi proces najpierw podąża za pierwotnym pomysłem, ale potem go kształtuje, dając bazę, z której mogę ruszyć i zacząć proces kompozycyjny. Zwykle te biblioteki są kilka razy większe niż to potrzebne i duża część z tych dźwięków pozostaje nieużyta. Niektóre moje metody są odpowiednie dla różnych współprac, inne nadają się do twórczości solowej. Wykształciłem także kilka tricków, jak się „odblokować” kiedy mam poczucie, że utknąłem w procesie.
PT: Czy możesz coś opowiedzieć o swoich różnych współpracach?
DF: Podstawową ideą jakiejkolwiek współpracy jest wytworzenie czegoś innego, nowego, niż w pracach solowych. A im dalej rezultat jest od tego, co każdy z uczestniczących robi samodzielnie, to chyba tym lepiej.
Cluster Lizard to nasz długoistniejący zespół z Zavoloką. Jak dotychczas trzy wydane albumy. To chyba esencja naszego wieloletniego partnerstwa w muzyce i sztuce. To tu dajemy z siebie wszystko co najlepsze, metody, porozumienie, koncepty. Cluster Lizard to potrójnie wydestylowany miks naszej artystycznej mieszanki.
Herts by Cluster LizardW 2022 roku z Jeffem Surakiem założyliśmy rozpoczęliśmy kolejny zespół Their Divine Nerve i w tym roku wydaliśmy nasz pierwszy album w Staalplaat. Tu chodzi wyłącznie o moment. Pracując z Jeffem Surakiem zdajemy się na improwizację. Mamy zupełnie wyjątkową więź opartą na słuchaniu się nawzajem.
The Return of the Lamb by Their Divine NerveW zeszłym roku pod pseudonimem Variát brałem udział w dwóch współpracach:
jedna z Merzbowem,
Unintended Intention by Variát & Merzbowa druga z Monologiem
The Well For The Thirsty by Monolog & VariátJeśli chodzi o Variáta, to jako że jest dla mnie nowy twór, to każda praca niesie ze sobą coś nowego. To wciąż bardzo świeża eksploracja i badanie pod wieloma względami. Z Monologiem stworzyliśmy nasz mini-album w zaledwie dwa tygodnie, a rezultat nas zarówno zaskoczył, jak i zainspirował. Nasza współpraca z Merzbowem dla mnie brzmi bardziej jak oldskulowa industrialna psychodela niż klasyczyn harsh noise. Miałem też projekt NFT „Meta-Reflections of Hope”, który przygotowaliśmy razem z artystą wizualnym Shortcut dla Vienna Contemporary w 2022 roku. Tutaj oprócz muzyki znalazły się także moje prace wizualne. Jest jeden znak, który sprawia, że czuję, że moje współprace zadziałały jak najlepiej. Kiedy słucham rezultatów i od czasu do czasu nie jestem pewien, kto co zrobił w jakimś miejscu.
PT: Czy słuchasz swoich dawnych albumów? Jeśli tak, to z jakimi uczuciami czy myślami się to wiąże?
DF: Rzadko. Jeśli już, to zastanawiam się, czy ten lub tamten album przeszedł próbę czasu. Ale nigdy nie mam nostalgicznych odczuć albo pragnienia, żeby zanurzyć się w przeszłości.
PT: Czy zastanawiasz się, jak odbiorcy_czynie słuchają twojej muzyki? Czy są jakieś idealne warunki, które zakładasz?
DF: Nigdy o tym nie myślałem. Czy ma to jakieś znaczenie? Przez lata docierał do mnie naprawdę niesamowity feedback od moich słuchaczek_y, czasem bardzo zaskakujący, innym razem niezwykle inspirujący. Ale nie chodziło o to, jak słuchały_li, tylko o ich percepcję, o to, co zostało wyzwolone. Nie sądzę, że są jakieś warunki, które by pasowałyby wszystkim. I byłoby to dziwne próbować (czy nawet pomyśleć) o wprowadzeniu takich percepcyjnych warunków dla słuchaczek_y. Moja praca kończy się wraz z finalizacją albumu, a co dzieje się potem między muzyką a słuchacz_k_ami to ich intymna relacja, w każdym znaczeniu tych słów.